Genialny Jan Chrzciciel

Genialny Jan Chrzciciel

Św. Jan Chrzciciel

KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI

Człowiekiem, który odegrał w życiu Jezusa olbrzymią rolę, nie do przecenienia, był Jego kuzyn Jan Chrzciciel. Można sobie jakoś wyobrazić ich braterskie współdziałanie. Choć Jan prowadził życie pustynne, wszystko wskazuje na to, że – prawie równolatkowie – spotykali się oni po wiele razy. Do rozpaczy doprowadzały ich zabobon i ciemnota ludu, w które wciągnęli go faryzeusze. Dzielili się przerażeniem, w jakie wprawiał ich fanatyzm, przewrotność, zarozumialstwo tych nauczycieli Izraela. Największe jednak oburzenie wywoływało w nich fałszowanie Pisma Świętego przez talmudystyczne interpretacje. Byli coraz bardziej świadomi, że nie wolno im tego tolerować, choć zdawali sobie sprawę, co to znaczy naruszyć istniejący stan rzeczy. Wiedzieli, że ich wystąpienie grozi śmiercią – nawet nie grozi, ale jest pewnością – i to najszybszą z wszystkich. Nie mieli alternatywy.

Ale choć wspólnie dokonywali nowych odkryć, choć biegli do siebie, aby się podzielić nowymi rewelacjami, jedno jest pewne, że układ, jaki między nimi panował, nie był koleżeński. Jezus górował nad Janem, przewyższał Jana pod każdym względem. Mówiąc w skrócie: Jan zobaczył w Jezusie Mesjasza wyczekiwanego przez proroków i cały naród izraelski. To Jezus był Tym, który miał Ducha Świętego. Jan w sposób dosadny określa swoją pozycję wobec Jezusa: „Nie jestem godzien, aby rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym” (Mk 1, 7-8). Bo ułożyli plan działania: Najpierw startuje znany już społeczeństwu izraelskiemu pustelnik Jan, a dopiero potem Jezus.

Gdy zapoznajemy się z nauką Jana, widzimy, jak dużo w niej jest z tego, co potem Jezus głosił. „Przyszli zaś także celnicy, żeby przyjąć chrzest i rzekli do niego: ‘Nauczycielu, co mamy czynić?’ On im powiedział: ‘Nie pobierajcie nic więcej ponad to, co wam wyznaczono’. Pytali go też i żołnierze: ‘A my, co mamy czynić?’ On im powiedział: ‘Na nikim pieniędzy nie wymuszajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie’„ (Łk 3, 12-14).

Ten tekst świadczy, że przychodzili do Jana grzesznicy, do których należeli celnicy. I to nie tylko przychodzili na słuchanie słowa, ale i na porozmawianie, co było zabronione przez faryzeuszy. A jeżeli Jan już podjął rozmowę z nimi, to powinien nakazać im, aby zrezygnowali z grzesznego zawodu celnika. A on odpowiedział: „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, co wam wyznaczono”.

Przychodzili również żołnierze. Warto zauważyć, że nie byli to na pewno Izraelici. Ci wywalczyli sobie przywilej, że nie byli zaciągani do rzymskiej służby wojskowej. A więc to byli poganie, a co najwyżej Samarytanie. A i ci ludzie byli przez Jana traktowani na równi z Żydami. I znowu Jan powinien im powiedzieć: „Odejdźcie od tego grzesznego zawodu”. A tymczasem on poleca im tylko uczciwie wykonywać swój zawód.

Ale zdanie jeszcze bardziej rewolucyjne niż tamte, to zdanie skierowane do samych Żydów: „Wydajcie więc godne owoce nawrócenia i nie próbujcie sobie wmawiać: ‘Abrahama mamy za ojca’, bo powiadam wam, że z tych oto kamieni może Bóg wzbudzić potomstwo Abrahamowi” (Mt 3, 8-9). Ni mniej, ni więcej, dla Jana, gdy chodzi o zbawienie, nie jest ważna narodowość izraelska, ale uczciwe życie. A przecież, zdaniem faryzeuszów, tylko Izraelici mogą dostać się do nieba, a wszyscy nie-Izraelici są skazani na piekło.

Gdy Jezus pojawia się nad Jordanem, Jan traci na popularności. Wykorzystuje to Herod i zabija go.

Surowość Jezusa względem Matki

W oczach ewangelistów Jezus był trudnym Synem – oschłym, surowym, stawiającym uczniów ponad swoją Matkę. Aby zrozumieć ten problem, należy go ustawić na szerszym tle. Jezus miał rodzinę. Między innymi kuzynów, których ewangeliści nazywają braćmi Jezusa. Nawet znamy ich imiona: Józef, Szymon, Juda, Jakub. Ten ostatni dołączył do grona apostołów. Był zwany Jakubem Młodszym, w odróżnieniu od Jakuba Starszego Zebedeusza, brata Jana Ewangelisty.

Ewangeliści ukazują ich jako ludzi zupełnie nie rozumiejących Jezusa, a nawet nastawionych wrogo do Niego. Uważali Jezusa za nienormalnego, psychicznie chorego i nawet chcieli Jezusa pochwycić, żeby Go uwięzić i uniemożliwić dalszą pracę apostolską.

Dopiero gdy Jezus zmartwychwstał, zgłosili się po swoje prawa. I oświadczyli, że oni są najbliższą rodziną Jezusa, Jego spadkobiercami, na pewno ważniejszymi niż apostołowie i uczniowie.

I dlatego ewangeliści opisują wydarzenie, kiedy to grupa owych kuzynów przyszła po Jezusa. Wtedy Jezus oświadcza: „Kto jest moją matką i którzy są moimi braćmi? I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: ‘Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą, matką’„. Dlatego zamieszczają ewangeliści to wydarzenie, żeby dać do zrozumienia wszystkim, że urodzenie nie jest istotne w przynależności do Chrystusa, ale istotne jest pełnienie woli Bożej.

Również rzeczą charakterystyczną jest wydarzenie w Kanie Galilejskiej. Czytając je stwierdzamy, że tekst został urwany. Jest usunięty duży fragment rozmowy pomiędzy Matką Najświętszą a Jej Synem. Maryja przychodzi do Jezusa nie po to, aby czynił cud, ale żeby coś poradził w kłopocie, w jakim znalazła się młoda para. Po niezrozumiałych słowach: „Co mnie i Tobie, Niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja” następuje niespodziewane polecenie Maryi skierowane do sług: „Cokolwiek wam każe, czyńcie”. A chyba najbardziej dla nas interesująca byłaby ta rozmowa, po której z takim poleceniem Maryja mogła zwrócić się do sług. I rzuciłaby światło na stosunek uczuciowy Jezusa do swojej Matki. Mogła ta rozmowa przebiegać w tym duchu, że Jezus uznał, iż sytuacja, która się wytworzyła, jest okazją do tego, aby mógł udowodnić miłość Boga do biedaków.

Rozmowa mogła wyglądać na przykład w ten sposób: „Synu mój, Ty uczysz, że Bóg kocha również biedaków. To są właśnie tacy biedacy. Mają dzisiaj święto, chcieli swoich gości uszanować. Ale przyszło ich za dużo – zresztą z powodu Ciebie, na skutek Twojej obecności tutaj. Wobec tego Ty poproś Ojca, który jest w niebie, żeby dał im wino. Przecież On wszystko może. I dla Ciebie wszystko zrobi. A niech ci ludzie tu zgromadzeni przekonają się o tym, że prawdą jest to, czego uczysz”.

Niestety, tego wszystkiego po prostu nie wiemy. A te surowe zachowania się Jezusa wobec Matki idą wciąż po tej samej linii: mają świadczyć, że nieważne są związki krwi, ale ważne jest życie w miłości.

Dlaczego chciano zabić Jezusa w Nazarecie

Mało brakowało, a Jezus zginąłby na początku swojej działalności nauczycielskiej. Jest to ważne wydarzenie, choć na dobrą sprawę do końca nie wiemy, jak ono przebiegało. Bo w opisie ewangelistów istnieją najwyraźniej niedopowiedzenia albo nawet ingerencje późniejszych przepisywaczy, które zaciemniły obraz. Niemniej to, co pozostało pozwala nam domyślić się całej istotnej reszty.

Przedstawiając w skrócie tło tego wydarzenia, możemy stwierdzić, że Jezus po pierwszych sukcesach, odniesionych zwłaszcza w Kafarnaum, przybywa do swego rodzinnego miasta, Nazaretu, aby i swoim najbliższym głosić Ewangelię. Decyduje się na podjęcie tematu podstawowego, a przynajmniej będącego najbardziej drażliwym w świadomości Żydów. Brzmi on: Bóg kocha wszystkich ludzi. A więc i pogan, łącznie z Rzymianami, a nie tylko Żydów.

Można przypuszczać, że Jezus świadomie zarezerwował sobie ten temat dla swojego Nazaretu, sądząc, że spotka się ze zrozumieniem. Tymczasem tylko na początku homilii, gdy sprawa nie jest do końca wiadoma, jest przyjmowany życzliwie. Pisze święty Łukasz: „Przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego”.

Ale gdy Jezus zaczyna wchodzić w temat, podnoszą się głosy krytyczne: „Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko? I powątpiewali o Nim” (Mt 13, 53-58). Jezus reaguje dość ostro: „Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie” (por. Łk 4, 16-30). Powodem tej kontrowersji jest niewątpliwie treść Jego przemówienia.

Możemy się domyślić, że gdy Jezus wyjaśnił do końca swoje stanowisko na temat miłości Boga do pogan, słuchacze zareagowali nerwowo. Jezus czując, że opór słuchaczy gwałtownie rośnie, usiłuje ratować się argumentami z Pisma Świętego: „Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”. Innymi słowy, Jezus wskazuje, że Bóg ratuje pogan z nieszczęścia, a nie Izraelitów – ażeby wskazać, że kocha również pogan.

Ale reakcja jest odwrotna. Przytoczone teksty nie tylko nie satysfakcjonują zebranych, ale doprowadzają ich do szaleństwa: „Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić” (Łk 4, 28-30). I właściwie powinno się im to udać. Jakim sposobem Jezus potrafił się ocalić, trudno wiedzieć. Być może w ostatniej chwili uratowali Go Jego koledzy z Nazaretu albo apostołowie.

Wydarzenie to uprzytamnia nam, jaką trudność dla narodu żydowskiego stanowiło przyjęcie owej prawdy, że Bóg kocha wszystkie narody. Świadczy także o tym, jak daleko Żydzi odeszli od tekstu Pisma Świętego, które w Księdze Rodzaju mówi o stworzeniu człowieka przez Boga z miłości. Mówi również o miłości Boga do Abla, do Noego, uratowanego wraz z rodziną od potopu, do Lota i jego rodziny – uratowanych od klęski Sodomy i Gomory. Daleko Żydzi odeszli także od nauk proroków, którzy mówią, że wszystkie narody są własnością Boga (Amos 12), że Bóg jest Królem narodów (Jeremiasz 10), że Bóg kocha narody pogańskie i ma litość nad nimi (Jonasz 4).

Na tym przykładzie widzimy, jak destrukcyjną rolę spełniali faryzeusze, nauczając, że Bóg gardzi poganami, że są oni skazani na potępienie, dlatego też nie wolno Żydom kontaktować się z nimi, nie wolno wchodzić do ich mieszkań, należy wystrzegać się, aby cień poganina nie zanieczyścił prawowiernego Izraelity.

To zdarzenie świadczy również o odwadze i determinacji Jezusa, który zdecydował się głosić tak niepopularną prawdę w swoim własnym mieście.

Nawiasem mówiąc, nie należy uważać nauki o miłości Boga za wynalazek Jezusa. On odczytał tę prawdę w Pismach świętych. Można tylko stwierdzić, że ta prawda jest jakimś nurtem głęboko ukrytym, rzadko pojawia się w wyraźnych sformułowaniach, niemniej jest.

Czy Piłat chciał uratować Jezusa?

W czasie procesu Jezusa Piłat najwyraźniej grał z Żydami w kotka i myszkę. I bawił się wybornie. Bo wreszcie usłyszał zdanie: „Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi”. A realia były takie, że Piłat nie znosił Żydów. A nie znosił dlatego, że nie znosił ich cesarz Tyberiusz. A tu powodów było wiele, również i taki, że Żydzi zdołali sobie u jego poprzedników zyskać wiele przywilejów. Wobec tego już na początku swojego panowania usunął z Rzymu 4 tysiące młodych Izraelitów i osadził ich na Sardynii. Piłat był tylko jego urzędnikiem w organizmie działającym niebywale precyzyjnie, które się nazywało Imperium Romanum.

Piłat był więc niechętny Żydom i dokuczał im. Już na początku jego rządów żołnierze wnieśli portrety cesarza do Jerozolimy, co doprowadziło Żydów do szału. Na swoim pałacu w Jerozolimie zawiesił złote emblematy cesarskie, co wywołało rozruchy. Zmasakrował Galilejczyków w czasie Paschy. Zabrał pieniądze ze skarbca świątynnego na budowę akweduktu, mimo wszelkich możliwych protestów.

Jest bardzo charakterystyczna rozmowa Piłata z Jezusem – charakterystyczna w sensie parodii. Na niektórych ludziach mogła zrobić wrażenie, że Piłat nic nie wie o Jezusie i wypytuje Go, kim jest, co robi. Z tej rozmowy Piłat dowiaduje się, że Jezus nie dąży do królestwa ziemskiego, lecz do królestwa duchowego. Wydawałoby się więc, że powinien Go uwolnić. A tymczasem stało się wprost przeciwnie.

Bo Piłat o Jezusie wiedział wszystko. To był zresztą jego święty obowiązek. On musiał wszystko wiedzieć, żeby spełniać dobrze funkcję namiestnika Judei. I wiedział. I to on skazał Jezusa na śmierć. Piłat na pewno od początku uważnie śledził wystąpienia Jezusa. Referowano mu Jego przemówienia. Analizował je uważnie. Zrozumiał trafnie. Jezus uczył, że ludzie są równi. A to było nie do przyjęcia. Bo uczył, że Bóg kocha wszystkich, których stworzył. A więc: przed Bogiem każdy jest równy i odpowiedzialny za swoje życie. Porządek Rzymu był inny: na czele państwa stoi cesarz – bóg. Potem idzie jego rodzina, która w jakiś sposób uczestniczy w jego bóstwie. Podstawę piramidy stanowią niewolnicy, którzy są niczym, nie mają żadnych praw. Oni to wiedzą i tego uczą ich struktury państwowe, obyczajowe i narodowe. Piłat uważał, że jeżeli się tę piramidę zburzy, runie imperium. Nauka Jezusa mogła tego dokonać. Wobec tego Jezus zginął jako buntownik: na krzyżu.

I właściwie nie ma więcej nic do dodania. Może parę notek biograficznych. Piłat sprawował swoje rządy długo jak na namiestnika: od roku 26 do 36. Tak długo, jak długo Tyberiusz przebywał na Capri. Tyberiusz objął rządy w 14 roku, w wieku 55 lat, po swoim przybranym ojcu Auguście, ale w 26 roku opuścił Rzym. Rządy sprawował Sejan – prefekt pretorianów. Ale to były tylko pozory. Tyberiusz nie był cesarzem malowanym. On trzymał w ręce wszystkie nici, które zbiegały się w tym wypadku na Capri a nie w Rzymie. I gdy Sejan zamarzył o usunięciu starego Tyberiusza i zajęciu jego miejsca, zginął w sposób perfekcyjny.

Piłat zaś odszedł, bo nie spostrzegł, że zmieniły się czasy, że Tyberiusz nie będzie wieczny i Sejan też. Że na miejsce Tyberiusza wejdzie Kaligula, który ma za przyjaciela Żyda – Heroda Agryppę, i będzie prowadził politykę prożydowską.

To, co spowodowało jego odejście, to masakra Samarytan zebranych na górze Garizim.

Anegdota mówi, że gdy Piłat był na emeryturze, ktoś go zapytał: „To ty skazałeś na śmierć Jezusa?” On odpowiedział: „Nie pamiętam”. Ale z pewnością skłamał. Tego nie można było zapomnieć.

Kłamstwa Heroda Antypasa

Urodzony w 4 roku przed Chrystusem. Syn Heroda Wielkiego i Samarytanki Maltake. Po śmierci ojca otrzymał – zgodnie z jego testamentem – Galileę i Pereę, kraje nie pierwszej jakości, ale jednak ważne. Ożeniony z córką króla Nabatejczyków Aretasa IV. Wkrótce porzucił ją dla Herodiady, żony Filipa rzymskiego. Aretas, mszcząc zniewagę córki, uderzył na Antypasa i pokonał jego wojska pod Gemalą w 36 roku.

Antypas swój stosunek do Jezusa zaznaczył, zabijając Jana Chrzciciela. Ale ów powód śmierci ukrył za pomocą bajki, którą rzucił w lud. Bajka ta mówi, że była uczta z okazji urodzin Heroda. W czasie tej uczty tańczyła Salome, córka Herodiady. Zachwycony tańcem Herod miał powiedzieć: „Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa”. Już samo to powiedzenie: „połowa królestwa” świadczy o tym, że to jest nieprawda. Po pierwsze, Herod nie był królem żydowskim, lecz tylko tetrarchą, mianowanym przez cesarza rzymskiego. I konsekwentnie – „oddam tobie” jest więc nieprawdą. On nie mógł nic zrobić bez zezwolenia Rzymu. A ta bajka w tym celu, aby zrzucić winę za śmierć Jana na kogoś innego. Jak również, aby zakamuflować prawdziwy powód zamordowania Jana. A była nim niewątpliwie chęć zniszczenia nauk przez niego głoszonych, które uprzedzały to, co Jezus zaczął nauczać: że Bóg kocha zarówno pogan jak Żydów.

Skąd ta nienawiść Antypasa do Jezusa? Wywodziła się niewątpliwie z jego domu, czyli od jego ojca, Heroda Wielkiego. Antypas chciał zabić Jezusa, tak jak ojciec chciał Go zabić. I te marzenia mogły się spełnić. Bo akuratnie przybył z Tyberiady – ze swojej siedziby w Galilei – do Jerozolimy, aby uczestniczyć w święcie Paschy. Również Piłat przybył ze swojej siedziby: z Cezarei Nadmorskiej do Jerozolimy, ale w tym celu, aby pilnować porządku – bo bywało, że w tym czasie wybuchały rozruchy.

Piłat nieoczekiwanie przerywa sąd nad Jezusem i wykonuje gest zaskakujący: wysyła Go do Heroda, aby ten Go osądził. Oczywiście, Jezus schwytany w Jerozolimie podlegał jurysdykcji Piłata, ale ponieważ Jego stałym miejscem zamieszkania był Nazaret – czy ewentualnie Kafarnaum – był poddanym Antypasa. Piłat czyni więc gest wielkoduszny wobec Heroda, a przynajmniej uprzejmy. Ta uprzejmość Piłata, czy wielkoduszność, miała swój drugi podtekst: Piłat niewątpliwie chciał, ażeby Jezus – Żyd został skazany na śmierć przez Żyda. Ale Antypas był również przebiegły. Wiedział z rozwoju wydarzeń, że Jezus zginie. Nie chciał więc – swoim zwyczajem – brać na siebie Jego śmierci. Potraktował Jezusa niepoważnie. Zasypał Go pytaniami, spodziewając się, że na jego oczach uczyni cud. Jezus, zdając sobie sprawę, że jest przedmiotem zabawy, nie odezwał się. Ten fakt wykorzystuje Herod, ubiera Jezusa w jakiś łach błyszczący – w szatę niby królewską – i odsyła Go do Piłata. Święty Łukasz pisze, że odtąd Herod i Piłat stali się przyjaciółmi.

Co było z Antypasem po śmierci Jezusa? Herod chciał zostać królem. To była jego obsesja. Tym bardziej, gdy rządcą Batanei, Iturei i Trachonitis został Herod Agryppa – wnuk Heroda Wielkiego – który otrzymał od Kaliguli, swojego przyjaciela, tytuł króla. Wtedy Antypas zdecydował się na podróż do Rzymu z żoną swoją, aby prosić Kaligulę również o koronę królewską. Uprzedził go Agryppa, który dążył do przejęcia Galilei i Perei w swoje ręce. Oskarżył Antypasa – swojego zresztą wujka – przed Kaligulą, że planuje powstanie antyrzymskie. Antypas w 39 roku zostaje skazany na banicję do Lyonu w Galii – obecnej Francji. Tam się udał ze swoją żoną i tam umarł.

Program niezwykłego życia

Program niezwykłego życia

Św. Jan Chrzciciel

Ks. Grzegorz Strzelczyk

”Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on” (Mt 11,11) – trudno chyba sobie wyobrazić bardziej paradoksalną rekomendację od tej, jakiej udzielił Jezus Janowi Chrzcicielowi; oddaje jednak ona jakoś prawdę jego powołania.

Narodziny, które są proroctwem

Jan Chrzciciel jest jedynym świętym – oprócz Maryi – którego narodzenie wspominamy w liturgii. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze opis jego narodzenia, ściśle spleciony z opisem poczęcia samego Jezusa, zajmuje poczesne miejsce w pierwszym rozdziale Ewangelii wg św. Łukasza. Po drugie, postać Jana zajmuje w historii zbawienia miejsce niezwykłe: stoi niejako pomiędzy dwoma Przymierzami – o sześć miesięcy starszy od Jezusa zachowuje się i naucza jak prorok Starego Testamentu, lecz już nie tylko zapowiada Jego przyjście, ale konkretnie wskazuje go ludowi; nie dane jest mu jednak oglądać dokonujące się zbawienie – ginie wcześniej z rąk Heroda – tylko jego uczniowie mogą być świadkami tryumfu Chrystusa nad śmiercią.

Śledząc Łukaszowy opis wydarzeń, towarzyszących poczęciu i narodzeniu Jana Chrzciciela, trudno nie zapytać wraz ze świadkami owych wydarzeń: ”Kimże będzie to dziecię?” (Łk 1,66). Żyjącym na co dzień Słowem Bożym Starego Testamentu Żydom może nieco łatwiej, niż nam dzisiaj, przychodziło odczytanie głębszego znaczenia owych wydarzeń – pasują bowiem one do pewnego schematu opisu narodzin wielkich mężów Bożych Starego Przymierza. Schemat ten składa się z trzech podstawowych elementów:

1. Przyszli rodzice są zwykle w podeszłym wieku i nie mogą mieć dzieci – obdarzenie dzieckiem niepłodnej pary jest szczególnym znakiem Bożego miłosierdzia i zwiastunem nowego życia, jakie udzielone zostanie całemu ludowi. 2. Bóg – zwykle przez swego anioła – objawia się jednemu lub obojgu małżonkom i zapowiada poczęcie dziecka, wskazując jednocześnie na jego przyszłą misję i obiecując, że będzie mu towarzyszył swoją obecnością i mocą. 3. Sam Bóg nadaje imię dziecku, lub też imię to zostaje wybrane ze względu na objawienie się Boga. Jest to imię w jakiś sposób ”programowe” – określające istotę przyszłego posłannictwa lub obietnicy, jaką Bóg składa ludowi.

Elementy te – z drobnymi różnicami – odnajdziemy w historiach narodzin kluczowych postaci Starego Testamentu, np. Izaaka, Samsona, Samuela. Ale nie tylko. Także opis narodzin Jezusa zbudowany jest według tego schematu, przy czym w miejsce motywu poczęcia niepłodnej pojawia się cud nieskończenie większy: poczęcie dziewicy z Ducha Świętego. Trudno więc się dziwić, że świadkowie narodzenia Jana ”brali sobie do serca” (Łk 1,66) to, co się działo: niepłodna Elżbieta poczęła, Zachariasz w wyniku widzenia pozostał niemy i dopiero nadając synowi niezwykłe dla swego rodu imię, odzyskał mowę. A imię to – ”Jan”, ”Johhanan” – oznacza ”Bóg jest łaskawy”. Wszystko wskazywało na to, że Bóg pragnie rychło okazać swą łaskawość ludowi. I że uczyni to właśnie za pośrednictwem Jana.

Przygotujcie drogę Panu

Jednak ze wszystkich wydarzeń towarzyszących narodzeniu Chrzciciela trudno było odczytać prawdziwą istotę jego misji. Mówiła o niej jedynie krótka wzmianka w hymnie, który wyśpiewał Zachariasz, odzyskawszy mowę: ”pójdziesz przed Panem przygotować mu drogi” (Łk 1,76). Powołanie dorosłego już Jana Ewangeliści zgodnie określają przez cytat z proroka Izajasza: ”Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego!” (30,3, por. Łk 3,4). Jego nauczanie, chrzest pokuty i nawrócenia, którego udzielał nad Jordanem, nie miały innego celu, jak przygotowanie ludzi do przyjęcia doskonalszego nauczania i skuteczniejszego chrztu – tych, które miał przynieść Jezus Chrystus.

Jan Chrzciciel miał jasną świadomość ograniczonego, czy podporządkowanego charakteru własnego posłannictwa: ”Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem” (Mt 3,11). W rzeczywistości bowiem skuteczność tego, co czynił, była wciąż ograniczona grzechem, który nie został jeszcze przezwyciężony. Uczynki pokutne, post, jałmużna, sam chrzest w Jordanie były znakami ludzkiego nawrócenia, lecz nie mogły dawać tego, co najcenniejsze: odpuszczenia grzechów, odnowienia relacji z Bogiem. Prawdziwe zbawienie miało przyjść dopiero w Jezusie Chrystusie! I wraz z Jego przyjściem dobiegała też końca misja Jana. O jego wielkości świadczy może przede wszystkim umiejętność pokornego uznania: ”Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany. (…) Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,28.30).

Tylko Jezus zbawia

Czy jednak wszystko z nauczania i posłannictwa Jana uległo ”przedawnieniu” wraz z przyjściem Jezusa? Tak mogłoby się wydawać, bo przecież z nauczania Jana przetrwały tylko maleńkie fragmenty wobec wielkiego bogactwa Ewangelii. Chrzest Janowy został zastąpiony o wiele skuteczniejszym chrztem w imię Trójcy. Jego uczniowie stali się uczniami i apostołami Jezusa… Na pewno aktualne pozostało świadectwo męczeństwa Jana w obronie sprawiedliwości. Ale czy tylko?

Być może warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Jan Chrzciciel z niezwykłą konsekwencją podkreślał, iż prawdziwe zbawienie przychodzi jedynie w osobie Jezusa Chrystusa. Wszystko, co człowiek może uczynić ze swej strony – wysiłek doskonalenia życia, pokuta, post itd. – ma swoją wartość i znaczenie, ale zawsze i tylko jako podprowadzenie do spotkania z Chrystusem. Jan czuł wyraźnie, że dopóki Jezus nie przyjdzie, wszystko, co człowiek uczyni, by się zbawić, pozostanie nieskuteczne. To samo jednak dotyczy nas, którzy żyjemy już po przyjściu Jezusa: nie mogą nas zbawić nasze uczynki, jeśli nie będziemy połączeni żywą więzią z Jezusem Chrystusem. Nie zbawi nas odmawianie pacierzy, jeśli nie będziemy z Nim rozmawiać. Nie zbawi nas chodzenie do kościoła, jeśli nie będziemy się z Nim spotykać. Nie zbawi nas spowiadanie się co miesiąc, jeśli nie będzie w nas pragnienia Jego przebaczenia. Nie zbawi nas sponsorowanie organizacji charytatywnych, jeśli nie dostrzeżemy Jego oblicza w obliczach ubogich. Tylko Jezusa zbawia. Postać Jana Chrzciciela nie przestaje nam o tym przypominać.

Page 45 of 45
1 44 45